Podważanie dowodów naukowych to jest jedna strona medalu, z drugiej strony mamy osoby nie widzące sensu w podejmowaniu działań mitygacyjnych ryzyka globalnego ocieplenia, np. uznając je za zbyt kosztowne. Upatrują one w politykach klimatycznych tylko i wyłącznie interes polityczny czy ekonomiczny różnych grup. Jak się odnosisz do takiej argumentacji?
Dyskusja o politykach klimatycznych to nie to samo, co dyskusja o globalnym ociepleniu i to widać po niemieckiej Energiewende, która nie jest polityką wpływającą na ratowanie klimatu, a wręcz odwrotnie. Ma ona tylko na celu wzmocnić siłę gospodarczą tego kraju. To widać po Szwedach i wygaszaniu elektrowni jądrowych, które doprowadziło do kryzysu energetycznego w tym państwie. Belgia również chce iść w te ślady i zastępować energie jądrową gazem. Polityki klimatyczne to szeroki temat do dyskusji. Uważam jednak, że krytyka państw robiących sobie żarty z ochrony klimatu, jest jak najbardziej zasadna.
Warto zwrócić uwagę, że w dyskusjach o politykach klimatycznych to strona negująca zjawisko globalnego ocieplenia ma bardziej pod górkę i będzie zawsze przegrywać ze stroną, która nawet ze słabymi argumentami zawsze wizerunkowo wygra tę potyczkę.
W gronie zwolenników prawicy często pojawia się teza, że człowiek nie może wpłynąć na globalne ocieplenie, dlatego nie potrzebujemy działań w postaci jakichkolwiek polityk klimatycznych.
Nauka jednak mówi co innego – nadal możemy spowolnić globalne ocieplenie, więc podejmowanie działań jest zasadne. Jeżeli prawica będzie w tym kierunku szła, to może się okazać, że zostanie bastionem wykluczonym z politycznego mainstreamu. Antyszczepionkowcy są tutaj odpowiednią analogią, to też bardzo specyficzna grupa odrzucająca ustalenia nauki. Emocje nigdy nie sprzyjają faktom i merytorycznej dyskusji.
Teraz możemy obserwować bardzo potężne polityki klimatyczne i tutaj też widać, że lewica potrzebuje prawicowego wsparcia w walce z globalnym ociepleniem, bo może się okazać, że polityki będą społecznie zbyt kosztowne. Wtedy prawica przygarnie sobie ludzi, którzy nie zgadzają się z wydatkami w tym zakresie jako rezerwuar poparcia i zaczną suflować taką narrację negacyjną i dzięki temu zyskają głosy tych ludzi. To jest bardzo niebezpieczne z punktu widzenia polityki i uwypukli to kolejne błędy i hipokryzje w zakresie projektowania polityki klimatycznej, a to szaremu człowiekowi na pewno nie wyjdzie na dobre.
Mimo zdecydowanie wyższej świadomości klimatycznej, nadal – nawet wśród rządzących – mamy do czynienia z denializmem klimatycznym. Można tu się powołać chociażby na niedawne słowa wiceministra edukacji, który nazwał „zwolennikami” ludzi, którzy uznają teorię antropogenicznych zmian klimatu – tak, jakby była to kwestia czysto światopoglądowa. Czy w takim razie powinniśmy bez wyjątku każdego włączać do debaty o teorii zmian klimatu?
Przede wszystkim bardzo pozdrawiam pana ministra. Ja na przykład jestem zwolennikiem grawitacji.
Debata i dialog są bardzo potrzebne i należy włączyć do niego jak najszersze grono osób tak, żeby nikt nie poczuł, że jego głos jest nieistotny. Nie lubię radykalizmów w dyskusji. Jako konserwatysta bardzo utożsamiam się z pojęciami wspólnoty; czy narodowej, czy historycznej, ale także tej w dialogu. Więzi międzyludzkie pozwalają stworzyć struktury do takich zadań specjalnych. Wolność słowa, którą postuluję, to także wolność w mówieniu głupot, więc nie będę tu hipokrytą, jednak dyskusja o globalnym ociepleniu powinna mieć pewne ramy, czyli: jeżeli po jednej stronie jest klimatolog, to po drugiej stronie nie powinno być osoby podważającej jego tezy bez narzędzi naukowych. Niech przedstawi inne badania kontrargumentujące tezy eksperta. Natomiast nie można pozwolić sobie na sytuację, w której Profesor Malinowski spiera się z Łukaszem Warzechą, który na fakty jest po prostu zamknięty. Walka nauki z tzw. „chłopskim rozumem” jest potrzebna i tu faktycznie jestem za ograniczeniami. Naukę często krytykują ludzie, którzy nie mają o niej pojęcia.
Tak, ale oczywiście nie każdy musi znać się na fizyce i klimacie, od tego mamy chociażby osoby popularyzujące tę wiedzę oraz media. Ten przywołany chłopski rozum sprawia, że cały problem globalnego ocieplenia może wydawać się dość abstrakcyjny i odległy. Bo czym w zasadzie jest podniesienie się rocznej średniej globalnej temperatury o raptem 1,5 stopnia Celsjusza oraz jakie realne zmiany wynikają dla Polski z tego zjawiska?
Można to zrozumieć śledząc zmiany temperatur w poprzednich tysiącleciach i tak np. spadek tej statystyki o 2 stopnie pchnął ludzkość do małej epoki lodowcowej XVII-XIX wieku. Mówimy tu o średnich temperaturach i ich zmiany niosą poważne skutki i problemy. Dla Polski często przywoływane są badania z uniwersytetu Stanforda. Pokazują one wpływ globalnego ocieplenia na wysokość PKB, a Polska miałaby na tym całym zjawisku zyskać. Jednak naukowcy wprost stwierdzili, że wzięli pod uwagę tylko wzrost temperatur i nic więcej. Żadnych politycznych i społecznych następstw, więc model jest bardzo wybiórczy. Nie jest ono zatem rzetelne, jeśli chodzi o ocenę wpływu globalnego ocieplenia. Powinniśmy patrzeć na globalne ocieplenie tak, jak ono zachodzi, czyli kompleksowo. Świat to przecież struktura naczyń połączonych.
I co się zatem może okazać: ze względu na długotrwałe fale upałów i wzrost temperatury najcieplejszych dni w krajach Afryki Saharyjskiej może dojść do załamania struktur państwowych, ludność z tych rejonów będzie musiała zwyczajnie uciekać. Nagle może się okazać, że do bram Europy nie zapuka fala 2 milionów imigrantów tak jak 2015, tylko 20 milinów. Nie muszę chyba przypominać, jaki kryzys miał w związku z tymi wydarzeniami miejsce 5 lat temu. Pojawi się zatem status imigranta klimatycznego, a jednym z celów stanie się Europa, która jest naturalnym celem w takiej sytuacji. Czy Europa jest w stanie zagwarantować bezpieczeństwo wobec tak dynamicznej sytuacji społeczno-gospodarczej? To jest bardzo jaskrawy przykład, ale np. co starzejącej się Europie przyniesie znacznie dłuższa fala upałów? W 2003 roku fala upałów zabiła 70 000 osób i pytanie czy my jesteśmy gotowi na to zjawisko w skali znacznie większej? Myślę, patrząc na skalę wyzwań, że znacznie łatwiej zapobiegać wzrostowi temperatur niż przejść z nim do porządku dziennego.
Niedawno została przyjęta Polityka Energetyczna Polski 2040. Jest to jedynie wycinek działań nakierowanych nie tylko, ale również na rzecz neutralności klimatycznej. Jednak czy Twoim zdaniem Polska ma w ogóle szansę na wypełnienie celu klimatycznego 2050? Oraz – patrząc globalnie – czy jesteś optymistą, jeśli chodzi o uniknięcie przez ludzkość najbardziej niebezpiecznych scenariuszy klimatycznych?
Zdecydowanie patrzę optymistycznie w przyszłość, mamy możliwości i czas, żeby uniknąć tych drastycznych scenariuszy.
Co do Polityki Energetycznej Polski, to jest to coś ustalanego w procesie bardzo długotrwałym, z czego narodził się projekt ewolucyjny, nie rewolucyjny. Wskaźniki w nim zawarte są względnie zachowawcze i dostosowane do naszych realiów. Zastąpienie 30 GW parku węglowego stanowi spore wyzwanie, przede wszystkim technologiczne i finansowe. Projekt jest ambitny i jeżeli będzie konsekwentnie realizowany to polskie zaległości mogą zostać nadrobione. Także mocno trzymam za nas kciuki.
Dziękuje za rozmowę.
Cała rozmowa pod TYM linkiem